W XIX-wiecznej fabryce Ludwika Geyera ulokowano muzeum, któremu w 1975 r. nadano nazwę Centralne Muzeum Włókiennictwa. Zapewne była to nazwa wybrana z duchem czasu, pompatyczna - by podkreślić rangę instytucji. Czasy się zmieniły, a nazwa pozostała. I razi swą topornością. O ileż ładniej brzmi „Biała fabryka” - nazwa historyczna (w odniesieniu do pierwszej w Łodzi „biało-tynkowanej” fabryki), przyjazna i zaakceptowana przez Łodzian. Nazwa, z którą nie ma kłopotu. A jednak! Poza granicami Łodzi prawdopodobnie, a poza granicami Polski na pewno, niewiele wiadomo o „Białej Fabryce”, wiele natomiast mówi się… o Centralnym Muzeum Włókiennictwa (…about the Central Museum of Textiles), muzeum najznakomitszym w swoim rodzaju. To jest marka na wszystkich kontynentach, która systematycznie, z każdym Międzynarodowym Triennale Tkaniny umacnia swą pozycję. Co trzy lata artyści z całego świata spoglądają w naszą stronę lub przybywają do Łodzi, do Centralnego Muzeum Włókiennictwa. Pytanie wraca: którą nazwę promować?
Promować możemy jedynie Centralne Muzeum Włókiennictwa, bo w myśl statutu tylko taka instytucja istnieje. Pracownicy muzeum organizują wystawy, dbają o kolekcję. „Biała Fabryka” jest tylko nazwą. Nie stoi za nią żaden podmiot. Nikt nie pracuje dla Białej Fabryki. Działamy na rzecz i „pod szyldem” Centralnego Muzeum Włókiennictwa, w którym odbywają się wystawy… Ale! W mowie potocznej nastąpił niesprawiedliwy podział ról. Gdy mowa o imprezach w powszechnym odbiorze atrakcyjnych powiada się, ze mają one miejsce w „Białej Fabryce”, a kiedy o „najzwyklejszych wystawach”, że w Centralnym Muzeum Włókiennictwa. A przecież miejsce jest jedno! W imię ładniej brzmiącej nazwy, oddziela się najznakomitsze wydarzenia od Centralnego Muzeum Włókiennictwa, które jest ich organizatorem. A to już nie tylko boli, to błąd i ślepa uliczka w promowaniu nazwy, jedynej jaką nam nadano.
Nie możemy zmienić nazwy muzeum. Może nawet i nie chcemy. W końcu setki wystaw i kilkadziesiąt lat działalności pod szyldem „Centralne Muzeum Włókiennictwa” stanowią imponujący dorobek, głupotą byłoby się od niego odcinać. Nazwa zostaje! Dziś tchnie ona jeszcze minioną epoką, ale z czasem, gdy wspomnienie o marnych latach socjalistycznej ojczyzny pójdzie w niepamięć (a w pamięci pozostanie z przeszłości tylko to co dobre), z upływem czasu zatrze się zły rys nazwy „Centralne…”. Może będzie to nazwa archaiczna, a to już lepiej niźli denerwująca tembrem minionej epoki. Będziemy promować Centralne Muzeum Włókiennictwa, prawdopodobnie największe muzeum włókiennictwa na świecie, a już na pewno najbardziej rozplakatowane muzeum włókiennictwa, które działa w murach geyerowskiej fabryki. Ono stało się chlubą Łodzi, ono przydaje miastu niezaprzeczenie międzynarodowego rozgłosu. A co z „Białą Fabryką”, której nie wymienia się w dokumentach prawnych, która nie ma pieczątki ani logo, której wpisanie w nazwę muzeum na gruncie przepisów (po 1989 r.!) okazało się niemożliwe? To bardzo ładna nazwa, nie chcemy jej rugować, choćby (i aż!) przez pamięć Ludwika Geyera, w fabryce którego mamy swą siedzibę. Oddajemy jednak pierwszeństwo Centralnemu Muzeum Włókiennictwa, które jest już marką rozpoznawalną na świecie, instytucją o historycznym dorobku, muzeum podążającym z duchem czasu, kreatywnym, niepowtarzalnym. Ta nazwa będzie występować jako pierwsza, ważniejsza, a gdy przyjdzie wybierać – jako jedyna.
Promujemy markę „Centralne Muzeum Włókiennictwa”
Mirosław Owczarek