plan muzeum godziny otwarcia cennik dla grup zorganizowanych kontakt
english language

Norbert Zawisza "O pewności by wątpić i braku obiektywizmu"

Norbert Zawisza pretenduje do tytułu „Łodzianina Roku 2012”. O działalności dyrektora Centralnego Muzeum Włókiennictwa napisano już wiele. My przypominamy początkowy fragment tekstu z katalogu Urszuli Plewki-Schmidt („scenografia do…”, 2001). W czasach gasnącej krytyki artystycznej i nachalnego PR, o sztuce i artystach tak piszą najwybitniejsi, dla których refleksja jest cnotą, a nieomylność wadą; w zachwycie dla sztuki, w uznaniu dla twórców, w poszanowaniu odbiorców.

„Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Wyzwól mój umysł od niekończącego brnięcia w szczegóły i daj mi skrzydeł, bym w lot przechodził do rzeczy. Użycz mi chwalebnego poczucia, że czasami mogę się mylić. Zachowaj mnie miłym dla ludzi, choć z niektórymi z nich doprawdy trudno wytrzymać.”
Modlitwa Świętego Tomasza z Akwinu

Katalogi wystaw artystycznych przestrzegają zwykle pewnych konwencji, kompozycji, zawartości, treści. Teksty wstępów do katalogów – również. Czy ten spełni nadzieje Autorki wystawy? Oczywiście, nie wiem. Nie wiem również, czy spełni Państwa oczekiwania? Zależy jak wiele się po mnie spodziewacie. Uwierzcie, niczego nie chciałem pisać. Robię to rzadko, tylko przymuszony i bez przyjemności. Ten tekst obiecałem napisać wtedy, kiedy byłem pewien, że nigdy nie przyjdzie mi tej obietnicy dotrzymać. Twórczość Urszuli Plewki-Schmidt warta jest lepszego recenzenta.

Odpowiadając krytykom powieści „Świętej pamięci Manio Pascal" Pirandello we wstępie do drugiego wydania zacytował jedynego wówczas „sprawiedliwego”: „(…) nie wolno sądzić świata artysty na podstawie kryteriów zaczerpniętych skądinąd, a nie z tego właśnie świata”. Inaczej: kryteria oceny konsubstancjalne zawarte są w dziele artysty. Konsekwencja – ideałem byłoby, aby o swych pracach napisała Autorka. Niestety to ja jestem ofiarą niechęci Urszuli Plewki-Schmidt do komentowania własnej twórczości. Niechęci głębokiej i konsekwentnej. Żadnych refleksji nad własna twórczością, żadnych listów, żadnych wywiadów. Niestety, również żadnej dokumentacji. Za to pudła fotografii z masy zrealizowanych tkanin.

„Pamięć jest straszliwa. Człowiek może o czymś zapomnieć, a ona nie. Po prostu odkłada rzeczy do odpowiednich przegródek. Przechowuje dla ciebie różne sprawy albo je przed tobą skrywa – i kiedy chce, to ci to wszystko przypomina. Wydaje ci się, że jesteś panem swojej pamięci, ale to odwrotnie – pamięć jest twoim panem”. Może więc rzeczywiście gromadzenie nie ma sensu.

Każdy ma prawo do kreowania wizerunku według własnego widzi-mi-się. Czy mogę być usprawiedliwiony, kiedy w imię historii sztuki (której bohaterem Urszula Plewka-Schmidt już jest) naruszam Jej „prywatność” i staram się jakąś wiedzę o Niej zgromadzić i fakty zrekonstruować? Cóż znaczy „interes nauki” wobec upartego milczenia Artystki, która postanowiła potomnym pozostawić po sobie tylko dzieła? Nic, niewiele, może jednak coś.

Urszula Plewka Schmidt – ewenement! – w 2000 r. udzieliła wywiadu (Arteon, nr 5/7). Czerpie z niego dwie satysfakcje. Jedna, że Jadwidze Jotejko też nie udało się z Niej nic „wyciągnąć”. I druga – gdzieś tam wspomina o mnie ciepło i z uznaniem.

W sugestii, aby „świat artysty” oceniać tylko według kryteriów tego „świata” więcej jest zadufania, niż dumy artysty z jego dzieła. Choć kryteria oceny „świata artysty” są wstydliwe, to on sam wydaje się jednak bytem interesującym. Ocenę tego „świata” niepomiernie podniosła by mi pewność, że jest on kreacją artysty do końca świadomą. Im dłużej żyje, tym głębsze targają mną wątpliwości, tym częstszą mam pewność, by o tym wątpić. Podobnie jak nam wszystkim na tym „świecie” udzielono teraz kilku chwil życia (ale bardzo ograniczone możliwości rzeczywistego nim dysponowania), tak i – wydaje mi się – artyści eksploatują „świat”, który nie całkiem, lub zupełnie do nich nie należy. Jeśli tak jest, to pamiętajmy o konsekwencjach! Artysta może tyle samo wiedzieć o (pozornie własnym) swoim „świecie”, co i każdy inny.

Kiedyś, w 1994, moja bardzo mądra studentka i niezwykle uzdolniona malarka Joanna Trzcińska w pracy semestralnej napisała (cytuje z satysfakcją): „Panofsky zdaje sobie sprawę z trudnej roli interpretatora sztuki: im więcej wie, tym mniej pewna jest jego wiedza. Interpretacja ikonologiczna daje wiedze najpełniejszą, najciekawsza, ale ze względu na czynnik subiektywny z zaangażowaniem intuicji interpretatora, a także jego postaw i przekonań – mniej pewną. Interpretator tej warstwy znajduje się wszakże w położeniu nie gorszym niż sam artysta, a często nawet lepszym, gdyż, jak pisze Panofsky, wartości symboliczne (…) na ogół są nieznane samemu artyście i mogą nawet daleko odbiegać od tego, co chciał on świadomie wyrazić”. Teraz już Państwo możecie się domyślić, a nawet mieć pewność – moja metoda interpretacji twórczości Urszuli Plewki-Schmidt będzie bliska ikonologicznej.

I artysta i jego komentator mogą nic nie wiedzieć na temat, którym się zajmują (Panofsky uważa, że komentatorowi łatwiej wiedzieć więcej). Niewiedza nie musi być żadną przeszkodą w działaniu. Dzieło w niewiedzy (czyli i z niewiedzy) poczęte może być dziełem sztuki. Największe autorytety artystyczne Polski i świata (w różnych częściach katalogu cytuje ich opinie) twórczość Urszuli Plewki-Schmidt bezapelacyjnie lokują wśród dzieł sztuki najwyższej rangi. Wobec tak jednogłośnej opinii jakiekolwiek usiłowania konstatacji świadomości ich Twórcy nie mają żadnego znaczenia praktycznego. Oczywiście, tym bardziej mogą być ciekawe.

Co mogę powiedzieć o „świecie artysty”, świecie Urszuli Plewki-Schmidt? Coś z niego ujawniają prace, cos innego tytuły. Najlepiej byłoby z nią współ-myśleć, współ-czuć, współ-chcieć. Niestety, to niemożliwe. Jedyne, co nam dane, a co chyba ma jakieś znaczenie, to że współistniejemy w konkretnych warunkach Polski, Europy, Świata schyłku wieku i przełomu wieków.

„Świat artysty” materializuje się jakoś w jego dziele, Ale „świat” i „dzieło” nie są tożsame, nie tylko ze względu na ich substancje. Najbardziej tragicznie ekspresyjne obrazy mogą być nie-emocjonalne. Dalsze rozważania idące w tym kierunku muszą doprowadzić do stwierdzenia prawie tak starego, jak chrześcijaństwo. Dzieła sztuki są po części fałszywe (O tym, ze fałsz jest konieczny, aby sztuka była prawdziwa, ba! aby mogła w ogóle istnieć, pisał już Święty Augustyn; nieco innych spraw to dotyczyło). Mam zatem pisać obiektywnie, prawdziwie o tym, co w istocie jest, lub może być fałszem?

Domyślam się, że w osądzie Urszuli Plewki-Schmidt oczekujecie Państwo ode mnie obiektywizmu. Jeśli bym nawet wierzył, że można go w ocenie dzieła sztuki osiągnąć, wcale nie mam na niego ochoty. Ponieważ nie mam ani ochoty, ani możliwości obiektywizowania swoich sądów, poprzestanę na wypowiedzi skrajnie osobistej opatrzonej cytatami. Opinia własna, gdy poprzemy ją choćby czyimś kłamstwem, choćby autorytetu nisko przez nas cenionym, nabiera wagi prawdopodobieństwa, jakby ją formułowała „opinia społeczna”. Największe głupstwo w otoczeniu licznych cytatów ujdzie za mądrość. Cytaty gwarantują pozory obiektywizmu i to dosyć. (Proszę, nie bądźcie Państwo bardziej wymagający w stosunku do tego tekstu, niż jesteście w życiu codziennym; w nim też satysfakcjonują was pozory).

Wolę uprzedzić ewentualne zarzuty. Mam nadzieje, że nikt nie poczyta mi za niedorzeczność udowadnianie własnych racji poprzez cytowanie obcych przemyśleń. W recenzji dopuszczam cytaty, tak samo jak dostrzegam ich mnogość w dziełach sztuki: „Przeważająca liczba dzieł sztuki to powtórzenia. Powtórzenia typu funkcjonalnego, ikonograficznego, formalnego; powtórzenia gestu, ekspresji, znaku. Sens symboli, atrybutów, alegorii ujawnia się w ich powtarzalności. To wszystko, co jest w sztuce konwencjonalnym językiem, funkcjonuje właśnie przez to, iż jest powtarzalne”. Uprzedzałem pisząc o satysfakcjonujących nas „pozorach obiektywizmu” – częste posługiwanie się cytatami spowoduje w rezultacie, że całość mojej wypowiedzi ulegnie obiektywizacji. Dokona się to automatycznie, prawie bez mego udziału, prawie wbrew mojej woli (bo przecież proklamowałem skrajny indywidualizm).

Twórczość Urszuli Plewki Schmidt cenię wysoko. Dla Autorki mam wielki szacunek i podziw. Ale takim wyznaniem mogę Jej wyrządzić „niedźwiedzią przysługę”. Chwalenie Pawła przed Gawłem jest – choćby i nie było naszą intencją – jak stawianie Pawła Gawłowi za wzór. Nikt tego nie lubi? (Uwaga dla pamięci: nie przechwalić!; maskować ewentualne pochwały cytatami!!!)

Tak jak widzę ją obecnie jako pewną całość, twórczość Urszuli Plewki-Schmidt rozpada się na trzy okresy (…)

powrót do góry