plan muzeum godziny otwarcia cennik dla grup zorganizowanych kontakt
english language
1-6: Zuzia
1-6: Zuzia











7-8 Kacper
7-8 Kacper



Jeden z trzech kotów ze skansenu, 2013
Jeden z trzech kotów ze skansenu, 2013

Historia kotki Zuzi, czyli koty w Centralnym Muzeum Włókiennictwa

17 lutego Światowym Dniem Kota

­­­­Kotka Zuzia w tym roku (2014) skończy 20 lat i przez całe swoje „kocie życie” jest z nami, jest w muzeum. Teraz widać już jej sędziwy wiek. Od pewnego czasu ulubionym zajęciem jest spanie w „ciepełku” – na moim biurku pod lampą albo na taborecie dosuniętym do ciepłego kaloryfera na portierni. To są dwa miejsca, gdzie Zuzia ma swoje posłanie i miseczki. Jeszcze dwa lata wcześniej, gdy miała zły humor, albo ją ktoś wystraszył, potrafiła się schować w kanałach ciepłowniczych i przez 2 – 3 dni udawać, że jej nie ma, choć wystawiona karma znikała.

Zuzia rozpoznaje pracowników muzeum i ochrony po głosie, po krokach. Gdy usłyszy obcych jest bardzo zaniepokojona. Tak się utarło, że w czasie godzin pracy kotka przebywa w moim pokoju, a godziny popołudniowe, nocne i wolne dni od pracy spędza z pracownikami ochrony, którzy dbają o nią równie dobrze.

Zacznijmy jednak do lat, kiedy nasze muzeum „stało” kotami, czyli lat 90. XX wieku. Rok 1990 czy 1991 to pojawienie się młodego kocurka o burym umaszczeniu, którym zaopiekowała się Pracownia Fotograficzna, w szczególności fotograf Lech Andrzejewski i nadano mu imię Kacper. Był to kot wyróżniający się osobowością i „urodą” – przepiękny dachowy buras.

Kacperek znalazł tam na wiele lat ciepłe miejsce i miseczkę z surowymi, wołowymi przysmakami. Przychodził kiedy chciał i zostawał, aby sobie poleniuchować. Miał ulubione miejsca do spania – na szafie w kartonowym pudle, na suszarce do zdjęć. Poza tym wędrował po całym muzeum i często niezauważony przez obsługę zostawał na sali wystawowej. Lubił sobie pospać w „izbie robotniczej”, czy wejść do gabinetu dyrektora. Doskonale znał topografię całego muzeum, a „kocim rajem” był zrujnowany budynek D (zrewitalizowany i oddany do użytku w 2008 r.), gdzie nie było ludzi, za to było dużo zakamarków i zdarzały się różne gryzonie. Kacper „trenował” tam umiejętności łowieckie, często ostro walcząc (zadrapania, drobne rany), a łupy od czasu do czasu znosił swojemu opiekunowi.

Jednak nie wszystkim odpowiadała bytność kota w budynkach muzealnych i pewnego dnia Kacperek został wywieziony na działki na Teofilowie. Miał tam zapewnioną opiekę i towarzystwo kociej płci pięknej. Nastąpiło coś co może wydać się czytającym niemożliwe. Kacper po około dwóch tygodniach był znów w muzeum. Wrócił. Ile przeszedł i którędy, on tylko wiedział. Tym wyczynem zapewnił sobie sympatię i wyrozumiałość u wszystkich pracowników. Kilka razy Kacperek znikał, jakby wyczuwał, że chcemy go zabrać do weterynarza. Dokładne przeszukiwanie zakamarków muzeum nic nie przynosiło -jak nie chciał, to się nie ujawniał.
To Kacper wprowadził kotkę Zuzię „na pokoje”, czyli do budynku B (budynek północny).

Może jednak przedstawię fakty chronologicznie.
Gdzieś w połowie 1994 roku pojawiła się 2-3 tygodniowa kotka. Wyłoniła się z budynku D. Prawdopodobnie zagubiła się, została sama bez matki i rodzeństwa. Dostała kartonowy domek, miseczkę i zabawki uwiązane na klamce. Była jasno bura z łysym ogonkiem (później ściemniała). Została odżywiona (mleko, biały ser, jajka i po trochu mięsa) przez kilku pracowników i po wizycie u weterynarza przeniesiona na portiernię, która stała się jej domem na blisko dwa lata. W międzyczasie okociła się, wydoroślała, zaczęła polować m.in. na ryby w stawie obok (połowy przynosiła dla innych kotów). W tym samym okresie muzeum zaczął odwiedzać czarno-biały kocur półdziki zwany przez nas Maćkiem „chlapnięty nosek” z jasną plamką na czarnym nosku. Rano „witał” pracowników przycupnięty obok portierni. Nie pozwolił się głaskać, ale chętnie korzystał z „jadłodajni” i po pewnym czasie zadomowił się na terenie muzeum i pozostał. Były też dwa inne kocury nazwane Bliźniakami – Łapka i Ogonek (okaleczona przednia kończyna i złamany na końcówce ogon) – biało-szare, bardzo podobne do siebie, też półdzikie. Najpóźniej trafił do nas młody kocurek, czarny z białym „wykończeniem”. Miał skaleczone oko, dlatego zwał się Pirat vel Filip. Został podrzucony. Był na pewno domowym pupilem, gdyż bardzo lgnął do ludzi.

To stadko trzeba było wyżywić (oprócz Kacpra i częściowo Zuzi, która coraz częściej przychodziła do mnie do pokoju biurowego i była na moim utrzymaniu i jest do chwili obecnej). Kto z pracowników „miał życzenie”, mógł dorzucić trochę grosza do skarbonki, aby kotom nie zabrakło mięsnych przysmaków.

Zuzia z Kacprem „figlowali” po korytarzach; każde często broniło dostępu do „swojego” piętra. Jedno piętro było wspólne – tam, gdzie zimą stała kuweta. Zuzię drażnił dzwonek telefonu i rzucała się na rękę sięgającą po słuchawkę. Potrafiła też cichaczem zaszyć się w jakimś magazynie, ewentualnie na sali wystawowej i rano następnego dnia słychać było rozpaczliwe miauczenie. Obrażała się na mnie, gdy niechcący ją potrąciłam lub nadepnęłam. Mając dzień w dzień Zuzię w pokoju poznawałam koty, ich usposobienie, zwyczaje, a zarazem ich (mimo wszystko) przywiązanie do człowieka i moje do kotów.

Koniec lat 90. to tragiczny czas dla kotów „muzealnych”. Najpierw nas porzucił Kacper – odszedł, aby gdzieś w samotności dokończyć krótkiego żywota (nie znamy przyczyny). Następnie zaginął Maciek i Pirat – zginęli tragicznie na ulicy Piotrkowskiej. Zginęły też Bliźniaki (wiem co się stało, ale nie będę opisywać). To były koty wolne, nikt nie ingerował w ich indywidualizm.

Zuzia natomiast musiała być poddana operacji z powodu choroby zagrażającej jej życiu.

Gdy sobie przypomnę „mrożące krew w żyłach” igraszki kocurów po gzymsach i drabinkach przeciwpożarowych, odrapany z kory jedyny krzew rosnący na dziedzińcu, podawanie leków tej czeredzie, czy kąpiel Pirata (wpadł do jakiegoś smaru), to robi mi się miło i ciepło, że dane mi było obcować z tymi zwierzakami.

Od kiedy Zuzia wybrała mnie na swoją opiekunkę, to czuję się „kociarą”(w muzeum) nie tylko „psiarą” (w domu).

Aleksandra Trella

 

Autorzy zdjęć:

Agnieszka Ambruszkiewicz: 1, 6
Lech Andrzejewski:7-9
Piotr Jaworski: 2-5

powrót do góry