plan muzeum godziny otwarcia cennik dla grup zorganizowanych kontakt
english language
Muzeum Włókiennictwa Muzeum Włókiennictwa Muzeum Włókiennictwa

Krystyna Kondratiuk. Wywiad radiowy

Z Archiwum Polskiego Radia w Łodzi przedstawiamy fragment audycji Jerzego Urbankiewicza „Radiowy portret mgr Krystyny Kondratiuk Dyrektor Muzeum Historii Włókiennictwa” emitowanej w Polskim Radio Łódź 15 kwietnia 1973 r.

Muzeum powstawało i z niczego i z nikogo. Zaczęłam pracę sama i przez pewien okres byłam zupełnie sama, z tym tylko, że pomagali mi ludzie, którzy rozumieli, że naszemu miastu takie muzeum jest potrzebne. Pomagali mi i ci, którzy byli współinicjatorami założenia takiego muzeum. Wielu działaczy nad tym myślało. Nie wiem, czy pierwsza myśl, zaczątek, nie należał do pana Ajnenkiela. To chyba on pierwszy rzucił taką myśl, żeby we włókienniczym mieście powstało muzeum historii włókiennictwa. Miałam zawsze oparcie moralne i nie tylko moralne w kolektywie Muzeum Sztuki, a nasze muzeum powstawało właśnie przy Muzeum Sztuki. Najpierw jako Dział Tkactwa, po 8 latach jako – oddział, a po 9 latach, jako samodzielne muzeum. Od 1960 roku, dokładnie od 1 stycznia tego roku istniejemy już jako niezależne, autonomiczne i coraz to większe muzeum.

Pierwszy zespół był śmiesznie mały, to znaczy najpierw ja – „na początku było słowo”, na początku była pani Kondratiukowa, a później przyszedł mój student z drugiego roku. Dr Nahlik, obecny wicedyrektor, wtedy był i studentem, i młodszym asystentem na 1/2 etatu. Nie mogłam mieć dużo pomocy od człowieka, który uczył się i przychodził tylko na kilka godzin. Ale po upływie pół roku, został u nas już na stale. Przez przynajmniej 5 lat pracowaliśmy tylko we dwójkę. To był cały zespól tych, którzy stworzyli w najtrudniejszym okresie, najbardziej pionierskim to, co później już się tylko rozwijało.

Pierwsza wystawa powstała w roku założenia Działu Tkactwa, w gmachu Muzeum Sztuki. Nie mieliśmy wtedy jeszcze ani jednego eksponatu. Trzeba było wszystko wypożyczyć, odnaleźć najpierw, wyszukać, opracować. Od pierwszej wystawy w 1952 r. my bez przerwy urządzamy wystawy. Już jest ich ponad 150. Nowy gmach dostaliśmy jako Dział Tkactwa Muzeum Sztuki. Wtedy wpadło kilku ludziom dobrej woli na myśl, że taki zabytek, bardzo dewastowany, wówczas bardzo niszczony, można uratować i w gmachu, który się tak wiąże z historia ruchu robotniczego, w gmachu dawnej Białej Fabryki zorganizować muzeum poświecone właśnie pamięci tych, którzy tu pracowali.

Na pierwszym zebraniu w Muzeum Sztuki, kiedy mnie przedstawiono kolektywowi kustoszy, ówczesny dyrektor Minich, wprowadzając mnie na posiedzenie poprosił, żebym zasugerowała obecnym na zebraniu kustoszom, jak widzę przyszłe muzeum, jakimi drogami powinna iść nasza praca. To pierwsze posiedzenie zatwierdziło program naszej działalności, to znaczy wtedy mojej działalności. Pamiętam, że jako pierwszy punkt ustaliliśmy, że to powinno być muzeum wielodziałowe, a przynajmniej dwutorowe; powinno gromadzić tkaniny jako ostateczny produkt i cel produkcji włókienniczej i gromadzić maszyny i warsztaty ręczne, na których te tkaniny powstawały. Ta dwutorowość: tkanina – ostateczny efekt i maszyna, na której tworzono, to był zasadniczy podział. Ale z drugiej strony, zaraz po kilku tygodniach pracy zorientowałam się, że musi być w tym muzeum pokazana przede wszystkim praca człowieka: artysty, który projekty tkanin opracowuje dla fabryk i szarego robotnika, który to wszystko robił: maszynę wykonywał, tkał, wykańczał. W tym kierunku poszły dalsze nasze eksperymenty. Nie może to być świątynia kurzem pokrytych starych maszyn i zabytkowych tkanin. To musi być muzeum trzymające rękę na pulsie współczesności. Nie tylko dlatego, że to co dzisiaj jest współczesne, niemuzealne, za pięćdziesiąt lat będzie zabytkiem i my już to dzisiaj możemy łatwiej zgromadzić niż ktoś za pięćdziesiąt lat, ale dlatego, że dzisiejsze muzeum to zupełnie inna instytucja od muzeów XIX-wiecznych czy nawet z początku XX-wieku. W tym muzeum musi się ciągle coś dziać. To nie może być świątynia sztuki, to musi być żywa instytucja. I wszyscy ci, którzy zwiedzali wielkie, niedawno powstałe muzea w różnych państwach wiedzą, że jeśli w muzeum nic się nie dzieje poza wystawami, to muzeum nie ma zwiedzających. Ono jest jeszcze jednym akcentem w mieście, ale to nie jest muzeum w pełnym obecnie rozumieniu tego słowa. Wydaje mi się, że stała troska o to, by w naszym muzeum ciągle coś się działo jest chyba rzeczą cenną i najważniejszą. W naszym muzeum nie ma prawie miesiąca, żeby nie otwierano wystawy, czy to tkanin zabytkowych czy narzędzi produkcji, czy dotyczącej dziejów naszego miasta, czy przemysłu włókienniczego, czy też, zresztą najczęściej, tkanin współczesnych. Najczęściej urządzamy wystawy tkaniny polskiej, dlatego że musimy z jednej strony otoczyć opieką ten rodzaj sztuki, jaki w Polsce się tak ślicznie rozwija, z drugiej strony mamy dużo zwiedzających z kraju, ale i zagranicy. Musimy pokazać to, z czego słynie już w tej chwili w świecie Polska. A z trzeciej strony, Ci którzy przyjeżdżają i przychodzą na wystawy tkanin współczesnych, przy okazji oglądają wystawy maszyn, przy okazji zapoznają się z dziejami naszego miasta, z historią robotników. I dopiero wtedy widzą, że gromadzimy także inne eksponaty.

powrót do góry